Niesiesz Panie ocalenie ludziom i zwierzętom (Ps 36, 7)
Autentyczne człowieczeństwo, które zachęca do nowej syntezy,
zdaje się istnieć pośród cywilizacji technologicznej, niemal niezauważalnie,
jak mgła, która przenika pod zamkniętymi drzwiami. (Laudato si’ 112)
Dziś, będzie tekst dłuższy. Jest czas zarazy, a ja myslę o zwierzetach więcej niż zazwyczaj. Cały czas, przewidując okropne rzeczy, które bedą działy się w hodowlach, schroniskach, ogrodach zoologicznych. Bedą się działy, gdyż epidemia nie oszczędzi przecież pracujących tam ludzi, a i wsparcie dla z trudem utrzymujących się rozmaitego rodzaju przytulisk będzie topniało z każdym dniem. Już zewsząd słychać wołania o ratunek. Ten tekst ukazał się na stronie WWW Klubów Tygodnika Powszechnego pt. Co mówi COVID-19. Zamieszczam go jednak i tutaj. Może to moje ostrzeganie, ten mój apel trafi w ten sposób do innych odbiorców. Chciałaby, aby były to szczególnie serca chrześcijan.
To dobra pora, aby poważnie zastanawiać się nad naszymi czynami i zaniechaniami w tej sprawie. Nie tylko po to, aby zachować godność i zrobić coś dla naszej lepszej przyszłości, a też, aby kiedyś bez wstydu zdać sprawę Bogu z tej działki naszego gospodarowania, Bogu, który o żadnym wróblu nie zapomina (Łk 12,6).
Kłębi się wiele różnych problemów: to, w jaki sposób traktujemy dzikie zwierzęta, co robimy tym, które udomowiliśmy, jak to odbija się na naszym zdrowiu i na zdrowiu Ziemi.
Właśnie mamy kolejny namacalny dowód, jak okrutne i niepotrzebne ingerowanie w przyrodę kończy się dla człowieka. Uważam to za bardzo poważne ostrzeżenie. Kto ostrzega? Bóg? Natura? Bóg, który objawia się w naturze? Obecny koronawirus COVID 19 nie jest przy tym pierwszym zakaźnym mikrobem, który atakuje człowieka, a ma związek ze zwierzętami. Było wiele innych: dżuma, grypa ptasia, choroba Zachodniego Nilu, choroba Nipah, SARS. Wiele ostrzeżeń.
Wiemy skąd wziął się obecny wirus, jak z nietoperzy przeszedł na łuskowce, a potem na człowieka. Łuskowiec (jako ciekawostkę wspomnę, że nasze wrocławskie zoo stworzyło kiedyś w Laosie schronisko dla tych nieszczęsnych, bezbronnych zwierząt i prowadziło akcję ratowania ginącego gatunku) to niezwykle łagodne, nikomu nieszkodzące zwierzę, drogi przysmak Chińczyków. Polują na nie. Żywe, skrępowane siatkami transportują, czasem długo przetrzymują, zabijają na tzw. mokrych chińskich targach, gdzie w okropnych, dla nas Europejczyków, warunkach zabija się setki gatunków dzikich zwierząt – na oczach kupujących smakoszy. Wiem, znam wszystkie argumenty: historyczne uwarunkowania, bieda, tradycja, coś trzeba jeść. Nie przekonują mnie.
Dzisiejsi Chińczycy z pewnością nie muszą jeść łuskowców ani nietoperzy, ani innych dzikich, dręczonych najpierw stworzeń. Mojej duszy nie przekonuje, że w jakiejkolwiek sytuacji, nawet sytuacji głodu, możemy krzywdzić żywe, czujące istoty. Może w wielu uwarunkowaniach musimy je zabijać i jeść, ale nie krzywdzić. I nie jest ważne, jak było kiedyś. Mamy XXI wiek.
Chińskie władze zakazały teraz tego procederu. Oczywiście z ludzkiego strachu, nie z powodów etycznych. Targi zejdą teraz do podziemia, a amatorzy zapłacą nadal każdą cenę, żeby zaspokoić przez kilka minut kubki smakowe i swoje ego. Ale zostawmy Chiny i sumienia Chińczyków.
Reszta świata nie jest lepsza. My właśnie wybijamy do nogi nasze dziki, które zagrażają hodowlom. Nikt nie widział dzika w hodowli, za to wszyscy myśliwych upapranych krwią i hodowców oszczędzających lub ignorujących bio-asekurację.
Naukowcy mówią o szóstym masowym wymieraniu gatunków. Aż 50 % liczby zwierząt, które niegdyś dzieliły z nami Ziemię już zniknęło. W szczegółowych badaniach 117 gatunków stwierdzono, że większość z nich straciła w ciągu ostatnich lat ponad 40 % obszarów swoich środowisk naturalnych, a niemal połowa straciła w latach 1900-2015 ponad 80 proc. terenów występowania. „Z naszego powodu tysiące gatunków nie będzie swoim istnieniem chwaliło Boga ani też nie będzie przekazywało nam swojego orędzia. Nie mamy do tego prawa” – pisze Papież Franciszek w encyklice „Laudato si’”. A przecież: „(…) odpowiedzialność wobec ziemi należącej do Boga oznacza, że człowiek obdarzony inteligencją musi szanować prawa natury i delikatną równowagę między bytami tego świata. „On bowiem nakazał i zostały stworzone, utwierdził je na zawsze, na wieki; nadał im prawo, które nie przeminie” (Ps 148,5b-6) (LS:68)
Obecny bilans populacji dzikich i hodowlanych ssaków na Ziemi to 4% do 60%. To zrobiliśmy dzikim zwierzętom. Za to coraz sprawniej hodujemy zwierzęta dla naszych rosnących apetytów. Szacuje się, że rocznie zabijamy ich ok 75 miliardów. Zanim to zrobimy, wegetują i cierpią stłoczone w fabrykach mięsa, mleka, jaj, futra.
Przemysłowe hodowle. Temat rzeka. Brudna, ciemna, okrutna rzeka. Szacowana liczba zwierząt hodowlanych na świecie w 2018 r. była ok. 4 razy większa niż liczba ludzi (nie licząc ryb i innych zwierząt wodnych). Już w pierwszym dziesięcioleciu XXI w. produkcja zwierzęca zajmowała 70% wszystkich rolnych gruntów. Pod uprawy pasz wycina się i wypala lasy Amazonii, Australii. Te wycinki, a też ogromne ilości gazów cieplarnianych, zwłaszcza metanu, emitowane przez hodowle przyczyniają się do zmian klimatycznych. Inne ich „zasługi” to skażanie środowiska: ziemi, rzek, oceanów i zaburzanie naturalnej równowagi w przyrodzie.
Po co nam dziś, tutaj, futro? Po co nam tyle mięsa? To przecież niezdrowe! WHO, a i nasz Instytut Żywności i Żywienia mówią, że jedzenie ponad 0.5 kg mięsa tygodniowo jest szkodliwe, że należy unikać mięsa przetworzonego. Przeciętny Polak je go 1.5 kg, Amerykanin – ponad 2 kg. O wiele za dużo. Przez to zwiększamy ryzyko zawału, udaru, zachorowania na nowotwory. A jemy mięsa coraz więcej, nie bacząc na ostrzeżenia. Nie przejmujemy się nawet tym, co powszechnie wiadomo o intensywnie stosowanych w tej produkcji antybiotykach, powodujących mutacje i powstawanie lekoopornych szczepów wirusów i bakterii. O sterydach, hormonach i ulepszaczach. Kupujemy i jemy, bo tak jest łatwo, bo to dowód dostatku. Nasze Wielkanocne stoły będą uginać się od mięsa.
Prognozuje się, że przy obecnym sposobie produkcji, modelu konsumpcji i wzroście populacji zapotrzebowanie na mięso zwiększy się o 80% do 2030 r. a o ponad 200% do roku 2050. To oznacza, że wielkich zatruwających nas i środowisko hodowli zwierząt będzie coraz więcej. Ogromne środowiskowe szkody, przy okazji „produkowania” mięsa, które w nadmiarze szkodzi naszemu zdrowiu! Jakiś obłęd.
Niepotrzebnie krzywdząc dzikie zwierzęta chorujemy. Chorujemy eksploatując do granic te, które udomowiliśmy.
Według WHO co najmniej 60 % ludzkich patogenów i 75 % ostatnich pojawiających się chorób pochodzi od zwierząt hodowanych. Fermy są źródłem: boreliozy, świńskiej i ptasiej grypy, listeriozy, brucelozy, salmonelli, hantawirusów a także siedliskiem różnego rodzaju pasożytów. W latach 2007-2012 zoonozy stanowiły aż 82% orzeczonych wśród rolników chorób zawodowych. I jeszcze szkody duchowe, emocjonalne. Praca w hodowlach, rzeźniach jest wielkim obciążeniem. Większość badań wskazuje, że zdrowie psychiczne rolników jest średnio gorsze niż zdrowie całej populacji, a najgorsze wśród osób pracujących na fermach zwierzęcych.
Dziś płacimy zdrowiem i życiem za nasze chore relacje ze zwierzętami. Liczymy chorych i zmarłych. Ale czy dostrzegamy naszą winę? To bardzo obszerny temat. Kalejdoskop bezwzględności, chciwości, braku refleksji. Polowania dla przyjemności; bezduszne i bezmyślne rozrywki, barbarzyńskie tradycje, długie okrutne transporty, pseudoeksperymenty, itd. Na całym świecie, także u nas.
Isaac Bashevis Singer pisał: „Dla zwierząt wszyscy ludzie to naziści, a ich życie to wieczna Treblinka”. A ktoś inny powiedział, że być może zwierzęta cierpią bardziej niż człowiek, bo w odróżnieniu od nas nie mogą się niczym pocieszyć. Ani tym, że cierpienie jest po coś, ani nadzieją na lepsze życie po śmierci. Tego nie jestem pewna. Może wiedzą, może żywią tajemną dla nas nadzieję. Wierzę Hiobowi, gdy mówi: „Zapytaj zwierząt – pouczą. I ptaki w powietrzu powiedzą. Zapytaj Podziemia, wyjaśni; pouczą cię i ryby w morzu. Któż by z nich tego nie wiedział, że ręka Pana uczyniła wszystko…” (Hi 12, 7-10).
Mam pewność, że będą zbawione. Przecież „nowa ziemia” (Ap.21.1) musi być „zamieszkała” przez zwierzęta, bo jakby inaczej? Nie jestem jedyna, która nie chciałaby takiej opcji. Są dobre i choćby dlatego zasługują na życie. Także św. Paweł w imieniu zwierząt wyraża ich, tak jak i ludzką, nadzieję na zbawienie (Rz 8, 17-22), a Papież Franciszek pięknie to dopowiada: „My sami nie jesteśmy ostatecznym celem wszystkich innych stworzeń. Wszystkie zmierzają wraz z nami i przez nas ku ostatecznemu kresowi, jakim jest Bóg w transcendentalnej pełni, gdzie zmartwychwstały Chrystus wszystko ogarnia i oświetla. Ponieważ człowiek, obdarzony inteligencją i miłością, pociągany jest pełnią Chrystusa, powołany jest, by przyprowadzić wszystkie stworzenia do ich Stwórcy. (LS:53)
Możemy nasze chore relacje ze zwierzętami zmienić.
Dziś dotknę nieco szerzej sprawy zwierząt hodowlanych. Na to każdy z nas ma wpływ już teraz, zaraz: układając menu, w sklepie, na swoim stole. Już nawet w tym bliskim czasie Świąt Wielkiej Nocy.
Pamiętajmy. W przemysłowych hodowlach zwierzęta są sprowadzane do poziomu rzeczy, kartezjańskich maszyn produkujących mięso, mleko, jaja, futra. Są przedmiotami, które eksploatuje się do granic i dba się o nie tak długo, jak długo jest to ekonomiczne. Nie chodzi o zaspokajanie podstawowych potrzeb ludzi, ale o eskalację tych potrzeb przez producentów i dogadzanie ludzkiej wygodzie, a także zachciankom. Mięso ma być tanie i ma go być dużo. A równocześnie szacuje się, że w krajach UE ilość mięso wyrzucane na śmietniki odpowiada 2 mld zwierząt hodowlanych. Co za straszne marnotrawstwo i brak szacunku dla ich życia.
Hodowcy, dążąc do zmaksymalizowania zysków, i do tego, żeby mięso było tanie, pozbawiają zwierzęta możliwości spełniania przez nie przyrodzonych, nawet tych bardzo podstawowych potrzeb. Wydaje się więc, że nie wszyscy z nich są prawi, jeżeli wziąć na poważnie słowa, że „prawy uznaje potrzeby swych zwierząt, a serce występnych okrutne”? (Prz 12, 10). Stłoczone w klatkach, kojcach, krępowane, odcięte od świata, szpikowane antybiotykami, zwierzęta – Boże dzieło – w wielkich hodowlach nie są ani przedmiotem podziwu, ani nie ma tam miejsca na współczującą i wdzięczną solidarną opiekę człowieka. To nie są miejsca na Franciszkową „czułość”. To miejsca ciężkiej pracy, znieczulenia, stwardniałych serc. Czy my, po drugiej stronie sklepowych lad, jesteśmy inni?
Czy wiecie, na przykład, że tradycyjnie hodowana krowa żyje nawet 20 lat i daje średnio kilkanaście litrów mleka dziennie, a krowy w hodowlach nawet 50-60 litrów. Cielaczki naturalnie przestają ssać mleko matki w 6-8 miesiącu życia. W hodowlach oddzielane są od matek nawet kilka dni po urodzeniu, często trzymane w plastikowych klatkach, i karmione paszami wspomagającymi ich wzrost. I jak najszybciej inseminuje się krowy, żeby było mleko, dużo mleka. Ostatnio widziałam takie ogromne jakby karuzele, na których kręcą się w kółko te żywe, przypięte do dojarek istoty, żeby obsłudze było łatwiej obsługiwać sprzęt. Nie dostrzegłam „mgły człowieczeństwa” w tej gigantycznej hali. Krowy (jest ich w Polsce ok. 6 mln.) to zwierzęta stadne, lubiące towarzystwo innych krów, ciekawskie, potrzebujące hierarchii, przeżywają emocje, stres, radość, zapamiętują twarze ludzi, sytuacje, są inteligentne (np. potrafią obsługiwać dźwignię, aby napić się wody). Krowy mleczne w hodowlach rodzą przez cztery do pięciu lat, potem wyczerpane trafiają do ubojni. To tyle tylko jednego przykładu.
Pomimo pewnych zmian, wywalczanych w wielkim trudzie i atmosferze niezrozumienia przez organizacje pro zwierzęce (np. Compassion in World Farming, Otwarte Klatki, Viva) wciąż to, co dzieje się w większości hodowli zaprzecza godności zwierząt i godności ich opiekuna – człowieka. Jak to się ma do wskazania Katechizmu Kościoła Katolickiego?: „Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę. Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich”.
Benedykt XVI zapytany w wywiadzie-rzece „Bóg i świat” o kwestię wykorzystywania i jedzenia zwierząt, odpowiedział, że: „(…) produkcja przemysłowa – […] ta degradacja żywych istot, zamienionych w towar, rzeczywiście wydaje mi się sprzeczna ze stosunkiem człowieka do zwierzęcia, jaki przewija się w Biblii”. „(…) nie wystarczy myśleć o różnych gatunkach jedynie, jako o ewentualnych „zasobach”, które można by eksploatować, zapominając, że mają one wartość samą w sobie” – dodaje Papież Franciszek. A więc Kościół czasem o tym mówi. Za rzadko, za cicho! Nawet w encyklice Papieża Franciszka jest o tym za mało.
Wydaje mi się, że każdy człowiek, który je produkty zwierzęce powinien wiedzieć, jak są obecnie produkowane. Tylko tak jest uczciwie. Powinien odważnie usiąść przed telewizorem lub You Tubem i zobaczyć jeden, drugi film o hodowlach świń, o produkcji mleka, o rzeźniach, o hodowaniu przysmaków w rodzaju foie gras, o hodowli franken kurczaków, produkcji jaj, transportach ryb, krabów, ośmiornic, albo koni do włoskich rzeźni, albo jagniąt, w upale. Nie, nie trzeba się katować, ale minimum świadomości jest konieczne. Przestańmy zasłaniać to, jak hodujemy zwierzęta woalem niemyślenia. Nie udawajmy, że tego nie ma.
Przerwać te procedery możemy łatwo – w sklepie. Zawracając uwagę na to, z jakich źródeł są zwierzęce produkty, domagając się, aby były z hodowli przestrzegających dobrostanu zwierząt. Nie marnując kupionych. Możemy wrócić do kuchni naszych dziadków, w której mięso było odświętną rzadkością. Nie jest prawdą, że musimy jeść tyle mięsa, ile jemy.
Nie jest prawdą, w odniesieniu do zdrowego człowieka, że w ogóle musimy jeść mięso. Osobiście mogę zaręczyć, że wyeliminowanie go z jadłospisu poprawia samopoczucie i czyni życie piękniejszym, jakoś lżejszym. Ale taki krok wymaga nieco więcej – odważnej rewizji przyzwyczajeń i tradycji. Okazuje się zresztą, jak już się na to zdecydujemy, że to co wydaje się trudne do wyobrażenia okazuje się bardzo łatwe. A jedzenie kuzynów – dziwne. To nie jest tylko refleksja etyczna, to jest także refleksja religijna. Ideałem jest wszak świat bez zabijania, a ideałem diety – roślinna (Rdz. 1,29-30).
I protestujmy przeciwko złym praktykom! Wzruszając się swoim pieskiem, kotkiem, ich inteligencją, emocjonalnością nie zapominajmy, proszę, o tym, że tak samo mądre są maciory zamknięte w metalowych kojcach, podobnie emocjonalne krowy, tak samo wrażliwe na ból są kury czy owce, że wszystkim należy się życie bez cierpienia i strachu.
Za jakiś czas zaczniemy wracać w dawne koleiny życia. Jeżeli nie zmieni się nasz stosunek do zwierząt niechybnie dosięgnie nas kolejna epidemia. Bóg będzie upominał się o swoje stworzenie. Zróbmy w tej sprawie coś dobrego. Każdy.
Barbara Niedźwiedzka
Cytaty pochodzą z Biblii Tysiąclecia i Encykliki „Laudato si” Papieża Franciszka (LS)
Jeżeli komuś potrzebne byłyby dane. Naukowe opracowanie o wpływie hodowli na nas i środowisko można znaleźć m. in. TUTAJ