Pan Bóg zmarkotniał, gdy patrząc na Ziemię,

na to co stworzył (a stworzył niemało),

stwierdził ze smutkiem, że to ludzkie plemię,

to Mu się jednak nie bardzo udało.

W tyglu tworzenia Anioł pomocniczy

być może mieszał nie tak jak należy,

być może dodał za dużo goryczy,

albo surowiec nie całkiem był świeży…

W sumie rezultat był raczej dość mierny,

Pan Bóg chciał wszystko potopić i wylać,

ale i tutaj wynik był mizerny,

bo się pospólstwo nauczyło pływać.

Cóż było robić? Bóg zaczął na nowo

i postanowił coś lepszego stworzyć,

już wiedział: teraz nie wystarczy SŁOWO

bo do stwarzania trzeba się p r z y ł o ż y ć.

Więc – co najlepsze miał jeszcze w zapasie

zestawił zgrabnie, a gdy był już gotów,

tchną iskrę życia i po jakimś czasie

stanęła przed Nim parka małych kotów.

I wnet weselej zrobiło się w Niebie,

a Pan Bóg na Ziemię już prawie nie patrząc,

powiedział cicho i tylko do siebie:

– Może od tego należało zacząć?

Z: F. Klimek, Pan Bóg zmarkotniał, [w:] tegoż, Ja w sprawie kota, Wydawnictwo Janpol, Warszawa 2003, s. 22.