odkąd zaciągnął się w służbę do ojca

żadna podkowa nie przynosiła mu szczęścia

pięć hektarów na grzbiecie dźwigał

a miał z tego obroku wiązkę

toteż często łeb na postoju spuszczał

i zamyślał się nad innym lepszym światem

 

bywało wszakże

że sobie coś wesołego

z dzieciństwa przypomniał

wtedy machał raźnie ogonem

i bez bata

z kopyta ruszał

 

drogę wskazywał mu

wskazujący palec dyszla

zawsze o dwa kroki przed wozem stąpał

 

widzę was dziś obu jak wieczorem z pola wracacie

wóz sam się toczy z przyzwyczajenia ku wrotom zagrody

popychając przed sobą piąte żywe koło

drzemiącego gniadego

furman także śpi z papierosem przylepionym do wargi

w zamkniętych oczach waszych wszystkie gwiazdy

się odbijają

i zwiduje się wam w tej ćmie wieczornej

że zbłądziliście i zamiast do domu jechać

jedziecie do nieba Mleczną Drogą na Wielkim Wozie

ojciec powozi przez sen gniady ciągnie

niebieski dyszel i parska

 

Z: Józef Baran. Szczęście w czapce niewidce i 99 nowych wierszy. Wyd. Zysk i ska. 2015