zrywa się z gniazda
skoro tylko ranne zorze
przypina
do myśli skrzydła miłości
szyję otula szalem mgły
i już chce frunąć
do Pana Boga
targować się o promyki uśmiechu
na ten dzień dla nas
przeznaczone
po drodze włosy chmur
odgarnąć z czoła nieba
nam przychylić
gdy nagle
przypomina sobie
że nie umie fruwać
czemu nie jestem
jak inne ptaki
myśli zmartwiona
w ogień zapatrzona
i taką ją zastajemy
na progu dnia
gdy wykluwamy się z powiek nocy
naszą kwokę
naszą matkę poranną
Z: Józef Baran. Szczęście w czapce niewidce i 99 nowych wierszy. Wyd. Zysk i ska. 2015