my krajobrazy Umbrii na pamiątkę
zostaniemy na wieki łagodne
my drogi zachowamy odcień jego szarego habitu
my drzewa rosłyśmy wyżej gdy wznosił ku niemu ramiona
my kwiaty nie umiałyśmy kwitnąć jak jego uśmiechy
my ptaki jakże on śpiewał
my ryby widziałyśmy jak poruszał srebrnymi wargami
ja świerszcz muzykujący kucnąłem na jego dłoni
niepewny jak spojrzenie chiromaty
ja wiatr gładziłem go czasem po włosach
my cienie zasypiałyśmy na jego policzkach
my światła ciemniałyśmy w oczach
mgły i chmury jak miłosierdzie
nad wilkiem i nad owcami
ja woda kochałam go niemal tak silnie jak ogień
ja śmierć przy nim zapominałam straszną
ja bieda uwierzyłam że jestem na coś potrzebna
włóczył się mówi burgrabia
wyłudzał dodaje kupiec
błaznował mruczy uczony
goły w południe rumieni się biskup
śnił mi się nie zawezwany rzecze papież
ja go widziałem na jawie uśmiecha się sułtan
musiałem dobrze się trzymać żeby nie stracić posady
i tak dalej i dalej
coraz dalej
bractwa i zakony
jeszcze bracia mniejsi i więksi
i czarni i brązowi
a ja powiada Serafin z Alwernii
ja jeden widziałem go z bliska
gdy strzały jak krew ogniste
przeszywały mu dłonie i stopy