Aleksander Kędziorek
Obejrzałem ostatnio film Dominion z 2018 roku. Niektórzy pewnie go widzieli, albo słyszeli o nim – narratorem w końcu są między innymi Joaquin Phoenix (Joker), Rooney Mara (Dziewczyna z tatuażem) i piosenkarka Sia. Nie jest to jednak wpis dotyczący kinematografii, ale czegoś innego, ważniejszego.
Film jest przerażający, bardzo drastyczny. Myślę, że trzeba mieć psychopatyczny rys osobowości, żeby ten obejrzany w całości obraz w ogóle nie poruszył. Przedstawia on brutalne, okrutne, perwersyjne traktowanie zwierząt. Dotyczy głównie wielkich hodowli przemysłowych, ale nie tylko. Nie będę streszczał filmu i nie będę dawał przykładów tego, co tam jest pokazane. Kto chce się zmierzyć z tym obrazem, ten może. Jeśli ktoś jednak jest bardzo kruchy w swojej wrażliwości, to mówię szczerze — niech nie ogląda.
Chciałbym coś wytłumaczyć, uprzedzając myśli i odczucia innych czytających ten tekst, którzy dotąd bardziej w temat współczesnego traktowania zwierząt się nie zagłębiali i nie podjęli jeszcze refleksji w tym obszarze. Rozumiem. Przecież nie można wszystkimi sprawami się obarczać. Większość ludzi ma w sobie pokłady empatii, kieruje się wartościami i potrafi zachowywać się bardzo szlachetnie. Ogromne zaangażowanie ludzi w 1997 roku w czasie wielkiej powodzi, teraz ostatnio pomoc Ukraińcom. Caritas, PAH, WOŚP – to wszystko jest wspaniałe i ogromnie potrzebne. Całkowicie popieram i sam staram się wspierać na różne sposoby innych ludzi. Wiele osób ma dzieci, schorowanych rodziców, pomaga krewnym, czy po prostu wspiera bliźnich. A do tego prawie wszyscy mają problemy – jedni mniejsze, inni większe.
Proszę jednak bardzo o poświęcenie uwagi tematowi, który tutaj poruszam. Pewne zagadnienia udało się przecież – przynajmniej w jakimś stopniu, nawet niewielkim – „zaimplementować” społeczeństwu. Przykładem jest recykling, segregacja śmieci. Chyba mało kto z tym dzisiaj polemizuje, że papier należy wrzucać do pojemnika na makulaturę, a plastik do pojemnika na tworzywa sztuczne. Być może więc to, co teraz piszę, za dwadzieścia czy trzydzieści lat będzie normą.
Skupmy się jednak na tu i teraz. Zwierzęta współcześnie są traktowane w sposób straszliwy, ekstremalnie instrumentalny. Nie mówię, że kiedyś było „kolorowo”, ale teraz jest – mówiąc delikatnie – bardzo źle. Wielkie fermy i hodowle przypominają obozy koncentracyjne. Wyobraźmy sobie więc niemiecki obóz koncentracyjny, a do tego składanie ofiar z ludzi u Azteków, gdzie w niedługim czasie paru tysiącom nieszczęśników na żywca otwierano ostrym kamieniem klatkę piersiową, wyciągano serce, ciała zsuwały się po schodach zakrwawionej piramidy, a inne ofiary czekały w przerażeniu na swoją kolej. „Zmiksujmy” to w swojej wyobraźni. Myślę, że to nie jest przesada. Zastanawialiście się kiedyś nad pewnym zobojętnieniem, albo wręcz sadystycznymi zachowaniami załogi SS niemieckich KZ-ów? Człowiek we względnej normie psychicznej (a do załogi SS w obozach trafiali różni ludzie, nie tylko sadyści, czy psychopaci) musi sobie jakoś poznawczo i emocjonalnie poradzić z otaczającą kaźnią. Może się postawić systemowi i złu (ale konsekwencje mogą być groźne i naraża siebie, czasem również bliskich), zwariować, albo zredukować swój dysonans poznawczy. Często więc niweluje rozbieżność pomiędzy standardami moralnymi oraz zdrową i normalną wrażliwością a otaczającym złem i – w rezultacie – dehumanizuje, deprecjonuje ofiary. Przecież z łatwością można zabić i zniszczyć „podludzi”, „szkodniki”, „karaluchy”, a nawet zacząć czerpać z tego satysfakcję. W końcu działa się w „słusznym” celu. Po obejrzeniu filmu Dominion mam poczucie, że w wielu rzeźniach i niektórych hodowlach może działać podobny mechanizm, chociaż chodzi tam o relację między ludźmi a zwierzętami. Mam na myśli zachowania pracowników tych miejsc. Z drugiej strony – tego typu miejsca mogą „przyciągać” sadystów i psychopatów. Tam mogą bez konsekwencji (przecież „tylko produkują żywność”) realizować swoje chorobliwe instynkty i fantazje. Do załóg obozów koncentracyjnych też zgłaszali się również ochotnicy.
Uważam, że spożywanie mięsa i powszechne wykorzystywanie produktów zwierzęcych było w pełni uzasadnione dawniej. Człowiek musiał jeść, odziać się. Na terenach półpustynnych, pustynnych, czy północnych, człowiek nie miał wielu możliwości, jeśli chodzi o zdobywanie pożywienia, odzienia, tłuszczu, materiałów do produkcji narzędzi (z resztą nie chodzi nawet o geografię, ale po prostu możliwości produkcji żywności kiedyś były inne). Owce, kozy, krowy, świnie, kury, renifery, itp. dawały mu jedzenie i ubranie. Zresztą do dzisiaj w pewnych miejscach na Ziemi — gdzie są kiepskie warunki pod uprawę ziemi, gdzie panuje głód, bieda, niedożywienie — ludzie zabijają swoje zwierzęta i jedzą je. To też jest zrozumiałe. Chodzi o okoliczności.
Tu pojawia się zasadnicze pytanie. Czy my teraz musimy jeść mięso i to aż tyle? Czy musimy spożywać mleko, sery, jaja, ryby w takich ilościach? Chodzi mi przede wszystkim o produkcję przemysłową, a nie oszukujmy się – szynka z Biedronki lub Lidla nie została wyprodukowana ze szczęśliwej i uśmiechniętej świnki. Jeśli czytacie ten tekst na Facebooku, to znaczy, że macie swobodny dostęp do internetu i żyjecie w kraju pierwszego świata. Mamy wybór. Nasi przodkowie nie mieli takiego wyboru. Beduini gdzieś w Sudanie też go nie mają. Ale my mamy. Do tego jeszcze ciągle rozwija się podaż produktów alternatywnych wobec mięsa, które nim nie będąc, bardzo je w smaku przypominają. Skoro duże firmy specjalizujące się w produktach spożywczych pochodzenia zwierzęcego (jak na przykład Tarczyński i Piątnica) „wypuszczają” na rynek produkty roślinne, to znaczy, że zmiana jest możliwa.
Wiem, że jest wielu rolników, którzy utrzymują rodziny z hodowli zwierząt, którzy zainwestowali w gospodarstwa lub je odziedziczyli. Wiem, że rolnictwo to duża gałąź gospodarki. Wiem, że dzięki temu ludzie mają pracę i dochód. Wiem, że wielu rolników stara się minimalizować cierpienia swoich zwierząt i zapewnić im możliwie godne warunki. Wiem, że nie wszyscy pracownicy rzeźni to sadyści, ale po prostu taką mają pracę, to potrafią, a możliwości na rynku pracy w ich okolicy są ograniczone. Nie chodzi o rewolucję, ale o ewolucję w podejściu i postępowaniu człowieka wobec zwierząt. Potrzebna jest systemowa zmiana, ale i oddolna inicjatywa.
Jeszcze pewne fakty liczbowe. *
Hodowlane bydło na świecie zjada ilość pokarmu o energetycznej wartości odpowiadającej zapotrzebowaniu na kalorie u 8,7 miliarda ludzi. Na świecie co dziewiąty człowiek głoduje, 795 milionów ludzi cierpi z powodu chronicznego niedożywienia.
844 miliony ludzi cierpią z powodu braku dostępu do czystej wody. Tysiąc litrów wody jest potrzebnych do wyprodukowania litra mleka, a 15 tysięcy litrów do wyprodukowania kilograma wołowiny.
Czy to ma sens?
Na koniec jeszcze krótki filozoficzny komentarz. Jako chrześcijanin uważam, że status ontologiczny człowieka i zwierzęcia się różni. Jest to kwestia światopoglądowa. Różnica ta nie zmienia jednak faktu, że wszystkie istoty czujące i żywe potrzebują szacunku, troski, miłości, a są niestety często traktowane w sposób potworny. Wierzę, że zwierzęta będą z nami w Niebie. Czy mogłoby zabraknąć w Niebie osiołka, który pomagał Świętej Rodzinie w podróży?
*dane liczbowe wzięte z filmu Dominion z 2018 roku.