Ostatnio głośno się zrobiło o cierpieniu zwierząt w związku ze sprawą śledztwa na fermie norek i ustawą tzw. piątki dla zwierząt. Cierpienie w ogólności ostatnio zaczyna mnie bardziej uwierać… Wydaję mi się, że w pewnym wieku takie zagadnienia wracają jak bumerang – powracają z młodości, kiedy wszystko jest proste, a życie wiary nie zna zbyt wielu pytań i rozterek. Jest chwała i jasność, cierpienie jest gdzieś na marginesie, zresztą da się je wtedy wytłumaczyć.
W młodości więc niezbyt się przyjmowałem cierpieniem w świecie. Myślałem sobie, że cóż to jest wobec przeznaczenia, jakie szykuje nam Bóg? Że wszystko kiedyś powróci do stanu sprawiedliwości, a więc, uważałem, że cierpienie świata jest mało istotne. Ale wtedy nie czułem tego cierpienia.
Teraz czuję – z różnych powodów, w tym przez to, co ludzie robią zwierzętom (jak i niestety same zwierzęta zwierzętom – choć tutaj przynajmniej nie ma winy moralnej, bo zwierzęta zadając cierpienie, zabijając, nie mają innego wyjścia). Nie będę przytaczał tu liczb – można je z łatwością sprawdzić – ile zwierząt jest zabijanych dla pokarmu dla nas ludzi, ile mięsa z nich „pozyskanego” trafia potem na śmietnik, i tak dalej. Ogrom cierpienia. Zresztą, jak już nadmieniłem, jest ono wszędzie. Patrzymy na słodkiego kotka, a zaraz ta „bestia” przynosi mysz torturując ją i nawet jej potem nie konsumując. I inne. Wszystkie drapieżniki, ale i inni zwierzęcy rodzice (np. bociany) często zabijają swe potomstwo, eliminując słabsze spośród potomstwa, i tak dalej, i tak dalej… No i oczywiście ludzie – wychudzeni czarnoskórzy umierający w mękach z głodu, małe dziewczynki gwałcone gdzieś przez pedofilów, żony bite przez mężów, biedni, którzy wyrzuceni za margines społeczeństwa chwytają się przemocy, życia zniszczone przez narkotyki, choroby genetyczne, dramaty aborcji…
I nad tym wszystkim czuwa Opatrzność Boża.
Jak czuwa? Chyba śpi! Czytam u św. Tomasza, że Bóg kocha absolutnie każde stworzenie – jest przy nim, i chce dla niego tylko dobra, dając mu wszystko, czego to stworzenie potrzebuje. Piękne. Ale dlaczego tego nie widać? Co więcej – dlaczego Tomasz kłamie? Przecież musiał widzieć, że nie każdy byt dostaje to, co potrzebuje do przeżycia, że stworzenia giną, jakże często nie śmiercią naturalną, To nie jakiś łagodny „powrót do Boga”, ale drastyczny koniec, urwany łeb, odcięte kończyny, wyrwane paznokcie.
„Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi”, mówi Księga Mądrości (Mdr 1,13-14)
Można by zapytać – kto więc stworzył śmierć? Otchłań? Dlaczego Bóg pozwolił na to, by cała egzystencja Jego stworzenia (a przynajmniej istot czujących) przepełniona była cierpieniem?
Dla mnie, na razie, jedyną odpowiedź daje Izajasz:
„Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać po całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze” (Iz 11,6-9)
Można pomyśleć – cóż to za odpowiedź?! To bajka! Myślenie życzeniowe, albo jakaś alegoria pokoju, który kiedyś nadejdzie, albo epoki mesjańskiej, albo czegoś tam, ale na pewno nie opis rzeczywistości. Nawet tej, która ma dopiero nadejść.
A ja myślę, że to jest rzeczywistość, którą stworzył Bóg. I do której mamy dążyć, bo tak będzie na końcu, bo w życiu wiecznym wszystkie stworzenia, które zaznały cierpienia, zaznają pokoju i szczęścia, i będą żyć w harmonii.
A dlaczego tak nie jest już teraz? Może opatrzność polega na tym, że Bóg nam powiedział jak ma być, a my mamy zakasać rękawy, i sprawić, żeby się stało. Na tyle na ile możemy i z Jego pomocą, tak, jak pisze Izajasz? Że jesteśmy pośrednikami Bożej opatrzności, jej rękami?
Albo, Bóg przyzwala na cierpienie, żebyśmy my wykazali się dobrem i walczyli z niesprawiedliwością i złem na tym świecie. Ale po co Bóg potrzebuje, żebyśmy my się czymś przed nim wykazywali?
Albo można przyjąć, że cierpienie świata jest tylko i wyłącznie iluzją. A jeżeli przyjąć, że jest prawdą, to koniecznie muszę uwierzyć, że wszystko, absolutnie wszystko, zostanie wynagrodzone, odnowione i zbawione. Koniecznie, gdyż jeśli miliardy bytów ożywionych innych niż człowiek zostało stworzone tylko po to, żeby trochę pożyć, więcej lub mniej przecierpieć, a potem umrzeć i nie mieć żadnego udziału w wieczności – to ja nie rozumiem takiego Stworzenia.
I koniec końców odpowiedzi na pytanie, dlaczego Bóg przyzwala na cierpienie, nie mam. Tak jak wszyscy przede mną.
Wiadomo, że mamy rządzić, a św. Tomasz pisze:
„Rządzenie ma na celu doprowadzenie rządzonych rzeczy do doskonałości. Wynika z tego, że tym lepsze będą rządy, im rządzący udzieli większej doskonałości rządzonym rzeczom. Otóż większa doskonałość okazuje się wtedy, gdy ktoś jest dobry sam w sobie i zarazem jest przyczyną dobroci dla innych, niż gdyby był dobry li tylko sam w sobie. I dlatego tak Bóg rządzi rzeczami, że niektóre rzeczy ustanowił w charakterze rządzących przyczynami innych rzeczy, tak jak profesor nie tylko kształci swoich uczniów na uczonych, ale także na nauczycieli innych.” (św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, Iª q. 103 a. 6 co.).