W środowiskach katolickich wiele mówi się o szacunku dla każdego życia. Ma się wtedy na myśli głównie ludzkie życie nienarodzone lub życie zmierzające ku końcowi. Okazywanie zaś tego szacunku najczęściej oznacza walkę z aborcją i eutanazją, rzadziej pozytywną promocję życia od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci. W każdym razie postawa „pro-life” jest uzasadniona i ważna – choć czasami niektórzy mogą nie zgadzać się z formą (krwawe billboardy) bądź motywacją tzw. prolajferów, która czasem wynika tylko z przeciwstawiania się wszystkiemu, co „lewackie”. Uznając idealną postawę „pro-life”, która wypływa z zadziwienia nad cudownością ludzkiego życia i jego niezatracalną nigdy wartością dostrzegam w niej jeden mankament, jeden brak, jedno niedopowiedzenie – mianowicie katolicki „pro-life” dotyczy tylko życia ludzkiego.

Wiadomo, że życie ludzkie jest szczytową formą życia na ziemi, choć innym stworzeniom wcale nie tak daleko do nas, jak myśleliśmy jeszcze niedawno. Ale jako chrześcijanie, musimy odpowiedzieć na pytanie: dlaczego, i po co jesteśmy koroną stworzenia? Odpowiedź brzmi, dlatego, że w sposób najbardziej oddający Boską Rzeczywistość jesteśmy obrazami Boga na ziemi; jesteśmy stworzeni na Jego podobieństwo. A w czym zawiera się to podobieństwo? Zawiera się w tym, co najbardziej boskie – w miłości. Nasze podobieństwo do Boga realizuje się wtedy, kiedy żyjemy miłością – a żyć miłością, to chcieć dobra drugiego bytu. W najszerszym i najbardziej boskim kształcie – absolutnie każdego bytu, gdyż Bóg, jak to pisze święty Tomasz, kocha każde stworzenie z osobna, ale jednym aktem swojej woli – co więcej, tym aktem, który napędza boskie życie wewnątrz Trójcy Świętej. Podstawa więc powszechnego pro-life znajduje się w najbardziej boskim działaniu, jakie człowiek może podjąć – w miłości. A kochając wszystko, co wokół nas dołączamy się jedynie do przeobfitego aktu miłości Boga Stwórcy do każdego ze swoich, kochanych i chcianych przez siebie, stworzeń.

Druga podstawa dotyczy tego, kim dla nas jest Jezus Chrystus. A jest On z jednej strony wzorem do naśladowania, a z drugiej – Stwórcą, w którym wszystko jest stworzone, dzięki któremu wszystko ma swój byt. Naśladować więc Chrystusa to służyć wszystkiemu, co stworzone – w szczególności temu, co najbardziej jest doświadczone przez cierpienie, przez pęknięcie wszechświata, przez ludzki grzech, przez bunt Adama. Chrystus nie jest tylko naszym, „ludzkim Chrystusem” – zbawiającym ród ludzki, obojętnym dla całego stworzenia, nie, „On jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia, ponieważ w nim zostało stworzone wszystko, co jest na niebie i na ziemi, rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy nadziemskie władze, czy zwierzchności; wszystko przez niego i d1a niego zostało stworzone” (Kol 1,15-16). Nie można mieć prawdziwej, pełnej relacji z Chrystusem odcinając się od większości relacji, które On, zgodnie z Pismem św. posiada ze swoim stworzeniem.

Trzecią podstawę tworzy Boży rozkaz dany na początku stworzenia: ‘Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał’ (Rdz 2,15). Człowiek ma współpracować z Bogiem w dziele stwarzania. Sam nie umie stwarzać – bo to jedynie boska zdolność, ale może – i ma polecenie! – stworzeniem się opiekować, uprawiać je (sprawiać, żeby było bujne) oraz doglądać (troszczyć się). Dodatkowo człowiek zdaje się mieć pewną rolę również w dziele zbawczym, które polega na tym, że Chrystus wszystko jedna ze sobą i wprowadza pokój przez swoje odkupienie – „aby przez Niego znów pojednać wszystko z sobą:  przez Niego – i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach,  wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża” (Kol 1,18). Tak, to także my mamy jednać wszystko ze sobą – a nie da się jednać jeżeli się niszczy, jeżeli sprawia się cierpienie. Nie da się jednoczyć jednocześnie nie kochając i nie obdarzając tego czegoś troską. Pismo mówi, że całe dzieło stworzenia zjednoczone będzie dopiero wtedy, gdy stworzenie zjedna się ze sobą – oczywiście mocą Chrystusa, ale również poprzez naszą współpracę, która może być ciężkim wysiłkiem i pracą. Stworzenie może wrócić do Stwórcy dopiero wtedy, kiedy samo, wewnętrznie będzie zharmonizowane. A my jesteśmy tymi, którzy jednamy. Jednoczycielami.

Katolicki „whole pro-lifewypływa z najważniejszego dogmatu chrześcijaństwa: Bóg, jest wspólnotą miłości Trójcą Świętą. Dlaczego ma to niby wpływać na moją relację z każdym stworzeniem? Z drugim człowiekiem, świnią, dżdżownicą, psem, dzieckiem, starcem? Ponieważ życie Boga to jedna wielka relacyjność – o tym mówi dogmat o Trójcy – i dlatego ja mam spełniać się w relacjach. Na swój skończony, ludzki sposób – ale jednak w jak największej ilości dobrych relacji wypełniać swój obraz Boży, który jest zapisany w moim sercu. To obraz Miłości, która daje siebie drugiemu, bez przerwy, bez pytania, bez wątpliwości.