Przez media przetacza się dyskusja o budzących przerażenie wypowiedziach polityków partii rządzącej na temat praw zwierząt. Wypowiedzi ministrów edukacji: Tomasza Rzymkowskiego, wcześniej Przemysława Czarnka, zaprzeczają podstawowym wartościom etycznego wychowania, ludzkiemu humanitaryzmowi, potrzebie kształcenia chrześcijańskiej moralności, są głupie, nieodpowiedzialne, wskazują na stan wiedzy z czasów Kartezujsza.

Przecież o prawach zwierząt mówią ci panowie nie na akademickich forach prawniczych, gdzie rozważa się, czy zwierzęta mogą być podmiotem prawa i co to oznacza. Dobrze wiedzą, że nie ma mowy o zrównaniu praw ludzi i zwierząt, bo jest to ze względów ewolucyjnych niemożliwe. A w bulwersujących ministrów podręcznikach dla dzieci nie rozważa się podmiotowości zwierząt w naukach i systemach prawnych, więc szkoda wysiłku. Termin prawa zwierząt służy w nich na określenie etycznego statusu czujących istot, którym należy się ze strony człowieka ochrona i empatia.

O co chodzi, tak naprawdę? Dlaczego przeszkadza Panom Ministrom kształcenie wrażliwości dzieci na cierpienie zwierząt? Czyżby możliwe było, że chcą nadal dręczenia lisów w ciasnych klatkach, albo mielenia żywych kurczaków, hodowania w koszmarnych warunkach świń-matek, kury-niosek. Albo, że podoba im się strzelanie do wabionych pod ambony dzikich zwierząt lub uciecha na widok sztuczek łamanych od urodzenia zwierząt w cyrku? Czyżby naprawdę chcieli, aby na polskiej wieś nadal zwierzęta dzieliły się jak rzeczy na te przydatne i dłużej nieprzydatne, a organizacje ratujące zwierzęta przed ludzkim okrucieństwem nie nadążały z interwencjami (jedno tylko Towarzystwo Ochrony Zwierząt w Polsce przeprowadziło w 2020 roku 35 tysięcy interwencji dotyczących niehumanitarnego traktowania zwierząt).

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Fot. Interwencja OTOZ Animals

Możliwe, że traktowanie zwierząt jest im obojętne, ale z całą pewnością dobrze wiedzą, po co wygłaszają swoje teksty, o tym, że mówienie o prawach zwierząt jest ideologiczną indoktrynacją a dzieci trzeba chronić przed niebezpiecznymi treściami. Mówią to, aby utwierdzać swój elektorat w jego fobiach, hipokryzji i stereotypach, kreować się na obrońców ludzi zagrożonych kolejną straszną ideologią, a potem zebrać wyborcze głosy.

Dlatego to mówią. A jeżeli naprawdę wierzą w to, co mówią, tym gorzej. To wiele mówi o człowieczeństwie. A może boją się, i oni i ci którzy im przyklaskują, prawdy, że w kwestii odczuwania cierpienia jesteśmy równi zwierzętom? Tylko one za nasz ból nie odpowiadają, a my za ich cierpienie – tak. Uznanie tego niesie wiele niewygodnych i kosztownych konsekwencji.

Fot. Andrew Skowron (dla Otwarte Klatki)

Najboleśniejsze jest, że można w ten sposób straszyć na łamach mediów, które mienią się być katolickie, że można takie głosy usłyszeć na forach chrześcijańskich eko konferencji. A też to, że duchowni milczą, kiedy mowa jest o obronie zwierząt, o prawach zwierząt wynikających wprost z teologii stworzenia. Przecież wydaje się oczywiste, że chrześcijanie powinni troszczyć się o ich los szczególnie, bo oprócz zwyczajnej ludzkiej etyczności i empatii, powinni chronić, troszczyć się o zwierzęta – stworzenia Boże, Jego własność! Dlaczego nie zabieracie głosu, kiedy pojawiają się takie wypowiedzi, kiedy odziera się zwierzęta z ich przyrodzonej godności?

Głupie i wyrachowane wypowiedzi polityków są bardzo groźne. Mogą mieć realne przełożenie na programy edukacyjne i podręczniki, a tym samym na moralność kolejnych pokoleń.

Protestuję! Ja – katoliczka. Tak – dla szerokich, precyzyjnych i skrupulatnie egzekwowanych przez państwo praw zwierząt! Tak – dla gruntownej edukacji dzieci w sprawach ich doznaniowości i potrzeb. Tak – dla włączenia zasad moralnych w odniesieniu do zwierząt w nauczanie religii!