Wpisuję tutaj mój komentarz do ekodebaty pt. Prawa zwierząt w świetle doktryny Kościoła Katolickiego”, która odbyła się kilka miesięcy temu w Częstochowie. Późno trafiłam na jej nagranie. Debata odbyła się kilka miesięcy temu, ale że nieczęsto katolicy debatują w sprawie praw zwierząt to z wielkim zainteresowaniem wysłuchałam. I muszę zgłosić stanowcze votum separatum od takiego podejścia do zwierząt i ich ochrony przed nadużyciami ze strony człowieka.  Jestem katoliczką i zupełnie inaczej widzę tę sprawę. A to treść mojego komentarza:

 

 

Wobec tych, którzy wysłuchali ekodebaty jest mi – katoliczce wstyd. Wstyd przede wszystkim przed ludźmi starającymi się zrobić coś dla polepszenia losu zwierząt spoza mojego Kościoła,  wstyd za to, w jaki sposób zabierają głos w sprawie zwierząt jego członkowie. I za to, czego nie mówią. Tym słuchaczom od razu mówię. Nie wszyscy katolicy tak myślą. To jest tylko jeden z głosów. Nie zgadzam się z nim, nie zgadza się z nim bardzo wielu znanych mi katolików.

Na debacie poświęconej prawom zwierząt mówi się wyłącznie o prawach człowieka: prawie do zabijania, do wykorzystywania, prawie do pragmatycznego usprawiedliwiania zła. Bardzo wile tu demagogii, zwłaszcza tam, gdzie trzeba przyłożyć wrogowi – lewicowemu biocentryście.

Słyszymy więc o lewactwie, czułostkowości, o dzieciach głodnych i nienarodzonych. Zawsze ta sama retoryka, retoryka odwracająca uwagę od hekatomby zwierząt, niepohamowanego konsumpcjonizmu ludzi, którzy potrzebują m.in. coraz więcej, możliwie jak najtańszego mięsa i innych odzwierzęcych produktów. Trzeba od tego odwrócić uwagę, trzeba skupić ją na ideologiach i wrogach.

Wydawać by się mogło, że na tego rodzaju spotkaniu katolicy powinni z troską pochylić się nad losem zwierząt w naszych czasach, nad tak częstym wobec nich okrucieństwem (wpływającym zresztą także na psychikę i moralność ludzi, którzy się go dopuszczają), wskazać drogi naprawy pogarszających się relacji człowiek – zwierzę, wskazywać przyczyny utraty bliskości, zastanowić się jak łączyć tę relację z wiarą we wspólnego Ojca Stworzyciela. I, co ważne, zrobić to bez szukania przeciwników.

Niestety nikt z wykładowców nie poświęcili tym sprawom chwili namysłu.  Nie było mowy o tym, czy i jak wdrażana jest w naszym kraju doktryna Kościoła Katolickiego w odniesieniu do zwierząt. Nikt nie zadał pytania, dlaczego jest tyle straszliwego okrucieństwa w hodowlach w rzeźniach, gdzie w końcu z dużym prawdopodobieństwem pracują chrześcijanie. Nikt nie zająknął się nawet o tym, jak przedmiotowo traktowane bywają zwierzęta na polskiej katolickiej wsi. Nikt nie podjął rozważania nad tym, czy słyszymy z ambon i na lekcjach religii, jak wcielać w życie te wszystkie piękne, recytowane przez wszystkich wykładowców słowa z Pisma Świętego i z magisterium Kościoła.

Gdzie tu było jakiekolwiek odniesienie się do realiów. Przecież nikt nie mówi wiernym w Kościele: zwracajcie uwagę na to, czy to, co macie na talerzu traktowane było z przyrodzoną Bożemu stworzeniu godnością, czy nie cierpiało? Domagajcie się etycznego traktowania zwierząt w hodowlach. Ksiądz w ogłoszeniach raczej nie powie o potrzebie zadbania o zwierzęta domowe, nikt z hierarchii Kościelnej nie potępi odrażających czynów ludzi na fermach zwierząt, w rzeźniach, nie ujmie się symbolicznie za godnością świni wywalanej jak śmieć na drogę. Ta świnia, czy inna, zarzynana „po pijaku” przez domorosłych rzeźników, albo stojąca do wyczerpania w fabryce mleka krowa, nie są już dla większości katolików Bożymi dziełami, już nie chwalą Boga swoim istnieniem, już nie ma w nich miary dobra i zła, o czym tak pięknie potrafi mówić prof. Mirek. Nikt w Kościele się za nimi nie ujmie, nie oszczędzi im cierpienia i strachu. Nikt nie powie jezuicie, osobie duchownej, że jest coś z gruntu niemoralnego w czerpaniu wyrafinowanej przyjemności z zabijania, przy użyciu kuszy, jakże potrzebnego… na Słowacji.

Padły setki słów o pięknie stworzenia, o miłości Boga do zwierząt, o wspólnej drodze do zbawienia. Dziesiątki cytatów z Pisma Świętego i magisterium Kościoła. Po to tylko, żeby temu wszystkiemu zaprzeczyć. Zaprzeczyć poprzez milczenie o realiach, przez drwinę z tych, którzy próbują choćby zwrócić uwagę na to, jak źle współcześnie traktujemy zwierzęta, poprzez bezduszne komentarze.

Na tym spotkaniu pełnym półprawd, przemilczeń i demagogii, a przede wszystkimi przy zupełnym braku empatii wobec zwierząt, często pada imię św. Jana Pawła II., który mówił, że Stwórca chciał, aby człowiek korzystał z przyrody w sposób szlachetny, a nie jako bezwzględny eksploatator. Czy w taki sposób buduje się pełne harmonii, także między człowiekiem i zwierzętami, Królestwo Boże?

Mam jeszcze kilka słów do poszczególnych wykładowców:

Do Ojca Tomasza Nogaja. To musi być wielka radość i wielkie spełnienie miłości zabić dzikie, wolne zwierzę z kuszy, i to jeszcze po trudach udania się w tym celu poza granice kraju.

Do prof. Zbigniewa Witkowskiego. To, że zwierzęta nie odróżniają ludzkiego dobra od ludzkiego zła, to nie znaczy, że nie mają sobie przyrodzonej „moralności”, sobie przyrodzonej „rozumności” i właściwej ich naturze podmiotowości. W nich samych jest właściwa im, dana im przez Stworzyciela, miara dobra i zła, jak zauważa prof. Mirek. Nowoczesna nauka dużo o tym mówi i o ich zachowaniach i osobowościach i właściwej zwierzętom „moralności”. Polecam. Można to też zobaczyć usłyszeć samemu, jeżeli się chce. Bliższe, wrażliwe  przebywanie z dowolnym odpowiednio wysoko zorganizowanym zwierzęciem pozwala człowiekowi na ten wgląd. Wystarczy trochę uważności. Tylko, że nic z tego praktycznie nie wynika, prawda?

Pan dobrze wie, że kastrowanie psów i kotów przez „ekologów”, to w obecnych czasach jedyna droga, aby kontrolować ich populację, skoro społeczeństwo nie potrafi im zabezpieczyć dobrych warunków życia w przepełnionych schroniskach. Ciekawe, co robi instytucjonalny Kościół, aby nakłonić wiernych do dobrej opieki nad nimi? Część tej kontroli nad mnożeniem się bezpańskich, na wsiach traktowanych przeważnie jak „rzeczy krótkiego użytku”, psów i kotów, odbywa się przez topienie młodych w wiadrach, rzekach, albo przez ich powolne konanie na śmietniskach. Nieładnie używać argumentu o pozbawianiu wolności, wiedząc dlaczego i wynikiem jakiej konieczności jest kastracja tych zwierząt.

Skądinąd, dlaczego tylko życie zabijane w czasie polowania rekreacyjnego uważa Pan za święte? Dlaczego miesza Pan porządki biologiczny z duchowym? Co Pan wie o Boskim tchnieniu życia w zwierzęciu? Tak samo tchnął Bóg to życie w nie jak w człowieka? To pomieszanie porządków, optyk, sfer sprawia, że z końcową częścią wykładu nie da się polemizować. Jedno tylko można powiedzieć, że ta kakofonia argumentów, aborcji, eutanazji, kastracji, wszystkiego ze wszystkim, służy jednemu: wskazaniu wroga. Wielka szkoda.

Tak, Panie Profesorze, jesteśmy ze zwierzętami braćmi. Różnimy się, ale stworzył nas ten sam Ojciec. Świadomość tego, mnie nie odbiera ludzkiej godności, ani nie odbiera godności zwierzętom. Jestem dumna, że są moimi braćmi. Ta ich i moja godność nie zależy też od tego, czy jakiś człowiek ją zadekretuje.

Do Pana prof. Zbigniewa Mirka. Fascynująco mówi Pan o deklaracjach, klasyfikacjach, rodzajach bytów, a najbardziej poruszająco – o zawartym w Piśmie Świętym Bożym prawie. Wielka szkoda, że nie przekłada Pan tych cytatów i interpretacji na żadne wskazania dla praktycznej moralności katolików. Teraz. Współcześnie. Konkretnie. To, że zwierzęta nie mogą w swojej sprawie, i w ramach naszych systemów prawodawstwa, i naszym językiem, same zabierać głosu w swojej obronie, czyli być podmiotem, to jest oczywistość i nie wymaga wyrafinowanych prawniczych tłumaczeń. Tak naprawdę nie to jest samą istotą sporu o prawa zwierząt. Gdyby nasze ludzkie prawo dobrze, etycznie chroniło zwierzęta przed nadużyciami ze strony człowieka, nie byłoby w ogóle sprawy. Ale nie chroni. I właśnie dlatego, w świecie, w którym my – ludzie przemocą rządzimy według swoich norm, potrzebują one swoich rzeczników. Podobnie, jak potrzebują swoich rzeczników dzieci czy np. osoby z demencją. To ucywilizowany, etyczny, humanitarny sposób dania szansy istotom, które nie mogą bronić się same. Na chrześcijańskiej konferencji o prawach zwierząt powinno się mówić właśnie o tym, jak bronić bezbronne, czujące ból, inne niż człowiek, istoty przed człowiekiem właśnie, który bywa, że jest zły, niemoralny, uszkodzony. Zastanowić się, co zrobić, żeby przed takim człowiekiem je chronić. A nie dywagować, czy mogą być podmiotem prawa. Szkoda czasu Panie Profesorze, Bóg może się zniecierpliwić czekając, kiedy w końcu objawimy się jako Jego synowie i córki. Może już się niecierpliwi?

To co Pan mówi, to pięknosłowie w stanie czystym, i byłoby nawet do pewnego stopnia użyteczne, poprzez przydatny zbiór cytatów, gdyby nie końcowa część Pana wystąpienia. Kiedy to dał Pan wyraz temu, co leży u podstaw obecnego stanu danej nam przez Boga pod opiekę Ziemi – a mianowicie: skoncentrowanej na sobie ludzkiej pysze. To pełne wyższości mówienie o tym, że nie możemy obdarzać miłością zwierzęcych przyjaciół, nadawać im imion, grzebać? Człowiek nie tylko może to robić, ale nawet musi, skoro jest stworzony na podobieństwo Boga, a Ten kocha stworzony przez siebie świat, także zwierzęta. W sytuacji, kiedy ktoś obok nas jest głodny nie powinniśmy budować „wystawnych nagrobków” nie tylko zwierzętom, ale także ludziom, Panie Profesorze. Zamiast o tym mówić, dobrze byłoby się może zastanowić bardziej szczegółowo, czego nie powinien robić człowiek, kiedy inni ludzie głodują. Może m.in. nie powinien jeść tyle mięsa, tak bezmyślnie produkować i konsumować?

Przyjaźni ze zwierzętami ludzie nie raz zawdzięczają życie. Także Pan z sali z zastawkami pobranymi ze świni. Także miliony ludzi szczepionych teraz przeciw Covid 19. Dzięki pracy i ofierze ze zwierząt jesteśmy w naszej cywilizacji tu gdzie jesteśmy. W całej swojej różnorodności utrzymują nasze środowisko życia. Nie moglibyśmy żyć bez nich. A według Pana nie wolno nam obdarzać je za to miłością?!

I jeszcze jedno, skąd Pan Profesor wie, że żadne zwierzę nie ma świadomości Boga ani możliwości nawiązania z nim relacji? Skąd Pan to wie?! Chyba nie z Pisma Świętego, bo tam znajdzie Pan wiele cytatów na niezwykłą bliskość zwierząt z Bogiem. Niestety te cytaty i obrazy nie służą tezie. Wielki zawód.

Do Ojca Stanisława Jaromiego. Nie był Ojciec wykładowcą, ale poproszony o kilka słów, mógł Ojciec powiedzieć jakieś słowa prawdy o tym, jak członkowie naszego Kościoła implementują przykazanie miłości i miłosierdzia w relacjach ze zwierzętami (polowania dla trofeów, strzelanie do ptaków wypuszczanych z klatek, gehenna zwierząt w transportach, w tresurach, w przemysłowych hodowlach, traktowanie zwierząt jak rzeczy w wielu polskich gospodarstwach). Wie Ojciec o tym wiele i wiele widział.

Do komentarzy prowadzących nie będę się odnosić, bo to już były same standardowe pomówienia wobec ludzi, którzy w dobrej wierze starają się choć trochę naprawiać, bardzo trudny do naprawienia obecny świat. Z pewnością nie jest to świat Bożej harmonii i każdy wysiłek wart jest docenienia. Nieładnie jest tych ludzi obrażać, napuszczać na nich, dyskredytować. Ciekawe, czy ktoś z uczestników zastanowił się, jak traktowane były zwierzęta, które podano na kolację?

Wydaje mi się, że najwyższy czas, abyśmy wszyscy na serio zaczęli brać sobie do serca słowa: „Wszystko to jest z Boga, który przez Chrystusa pojednał nas ze sobą i zlecił nam posługę pojednania. To właśnie Bóg w Chrystusie pojednał świat ze sobą. (Kor 2, 5, 18-19). Świat, nie tylko człowieka.

Link do debaty: TUTAJ

A dla wyjaśnienia: jestem praktykującą katoliczką. Przeciwniczką aborcji na życzenie, przejmującą się niedolą ludzi bliskich i dalekich. Jeżeli lewicowością nazwiemy troskę o biednych, wykluczonych, skrzywdzonych, którym trzeba pomagać, to tak, jestem chrześcijanką. Nie wiem co to jest ekologizm, chyba, że jest to występowanie w obronie integralności stworzenia i na ile się da chronienie go. Nie mogę przyjąć biocentrycznego stanowiska, gdyż jestem człowiekiem i świat mogę postrzegać i interpretować wyłącznie ze swojego człowieczego punktu widzenia. Biocentryczne mógłby mieć chyba tylko Bóg? Jestem przeciwna  konsumpcjonizmowi i bezmyślnemu, pazernemu, pełnemu wyższości uzurpowaniu sobie przez człowieka władzy nad stworzonym przez Boga światem. On tym światem włada, a nie omylny, błądzący człowiek. Ale, jesteśmy tu zarządcami. Oby dobrymi, oby miłosiernymi. Myślę, ktoś już to kiedyś powiedział, że na ostatecznym sądzie naszymi świadkami będą też zwierzęta. Odpowiedzialność za zło czynione im przez ludzi wierzących może być szczególna.