Gdy zając wybiegł na polanę, ujrzał stare znajome krzaki, nieznaną białą zaspę wśród nich
i zagadkowy czarny kij, wysunięty z zaspy. Zając podniósł łapkę i nadstawił uch. Nagle spoza zaspy błysnęły oczy, to nie były oczy zajęcze, kiedy wielkim gwiazdami przerażenia wschodzą nad śniegiem. Czyje więc – ludzkie? A może przyszły tutaj z krainy Wielkich Zajęcy, gdzie zające polują na ludzi, a ludzie z lękiem po nocach wychodzą ze swoich nor, wywołując strzały nieubłaganych strzelców, przedzierają się do warzywników, aby ogryźć gałązkę osiny albo główkę kapusty?
Tak pomyślał zając – to On, Wielki Zając przybył, aby uwolnić swoich krewniaków od obraźliwego jarzma człowieka. No, cóż, wypełnia święte nakazy naszej krainy.
Zając okrył skokami całą śnieżną polanę, to wytwornie koziołkując w powietrzu, to wysoko wyciągając nogi. W tej chwili czarny kij poruszył się. Zaspa podniosła się i zrobiła krok naprzód. Straszliwe niebieskie oczy błysnęły nad śniegiem.
– Ach – pomyślał zając – to nie wielki wyzwoliciel, to człowiek.
Strach skuł jego ciało. Siedział i drżał cały, dopóki strzał – bryzgając krwią, nie podrzucił jego ciała wysoko w górę.

Z: Wielemir Chlebnikow Włamanie do wszechświata: Poezja i proza.  tłum. Anna Kamieńska i Jan Śpiewak. Wydawnictwo Literackie, 1972